Bad Company - Company of Strangers
Nie mogła się skupić. Wpatrywała się w pustą kartkę papieru, ołówek i linijkę, nie mogąc zebrać myśli, gdy w nagłym przypływie złości, chwyciła papier i porwała go na kawałeczki, odrzucając za siebie. Jej wzrok powędrował na piętrzący się na podłodze stos pogniecionych i porwanych kartek. Odetchnęła głęboko i krzywiąc się upiła łyk zimnej już, przesłodzonej kawy.
Nie mogła się skupić. Wpatrywała się w pustą kartkę papieru, ołówek i linijkę, nie mogąc zebrać myśli, gdy w nagłym przypływie złości, chwyciła papier i porwała go na kawałeczki, odrzucając za siebie. Jej wzrok powędrował na piętrzący się na podłodze stos pogniecionych i porwanych kartek. Odetchnęła głęboko i krzywiąc się upiła łyk zimnej już, przesłodzonej kawy.
Coś było nie
w porządku. Cos nie dawało jej spokoju.
Ktoś nie
dawał jej spokoju. Ktoś z kim raz na moment zapomniała o Gabrielu. Później
drugi i trzeci raz. Powtarzała sobie, że to nic nie znaczy. To tylko przelotny
romans.
Nie
spodziewała się, że zadzwoni. Nie oczekiwała, że stanie w jej drzwiach z
bukietem róż, oferując jej wieczną miłość i oddanie.
On nie miał zamiaru składać obietnic.
Świetnie się bawił, opowiadając kolegom w szatni o płomiennej francuskiej
namiętności.
Nie chciała
od niego niczego, nawet złamanej stokrotki, jednak coś było nie w porządku.
To on był nie w porządku.
Wciąż
zerkała na telefon z nadzieją na znalezienie płomiennego sms-a lub
nieodebranego połączenia. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
Karciła sama
siebie. Udało jej się przecież w zatrważającym tempie zapomnieć o Gabrielu,
pozwalając tym samym, by zupełnie obcy jej mężczyzna zaprzątał jej głowę.
Poczuła się jak nastolatka, zakochująca się od pierwszego wejrzenia, traktująca
każde spojrzenie chłopca, niczym obietnicę dozgonnej miłości. Próbowała sama
sobie przemówić do rozsądku.
Nie żyjemy
już przecież w świecie dżentelmenów, książąt z bajki. Żyjemy w świecie, w
którym nikt nie zaprząta sobie głowy uczuciami. Podczas tego nieustannego wyścigu
szczurów, zapominamy o co w tym wszystkim tak na prawdę chodzi. Brniemy do
celu, po trupach. Bawimy się ludźmi, pozwalamy innym bawic się nami. Cierpimy,
zapominamy, żałujemy. Popełniamy błędy, powtarzając sobie, że to normalne, że
powinniśmy się na nich uczyć. Jednak zamiast wyciągać z nich jakieś wnioski,
popełniamy je po raz kolejny. I jeszcze raz.
Westchnęła
głęboko, chwyciła paczkę papierosów, przeklinając się w duchu za brak silnej
woli.
Stała na
balkonie, zaciągając się dymem. Poniedziałek, trzecia w nocy. Nawet Islington
jest puste o tej porze. Prawie puste. Przyglądała się mężczyźnie siedzącemu na
ławce nieopodal. Wyglądał dziwnie znajomo. Poczuła jego spojrzenie, by chwilę
później widzieć jak podnosi się ze swojego miejsca i odwraca się by odejść.
-Woj..Wojtek?
– powiedziała na tyle głośno, by mężczyzna na dole mógł ją usłyszeć. Drgnął,
wiedziała, że to on. Nie zatrzymał się jednak – Stój!! Wiem, że to ty. Co do
cholery tutaj robisz? Podglądasz mnie? – tym razem już krzyknęła, sprawiając
tym samym, że zatrzymał się w miejscu.
Zastanawiał
się nad czymś przez chwilę.
-Ja…
chciałem zapukać, ale nie miałem odwagi.
-Po co tutaj
przyszedłeś?
-Po prostu…
po prostu chciałem cię zobaczyć… Z resztą już nieważne. – odwrócił się szybko i
odszedł w ciemność. Maddie stała jeszcze dłuższą chwilę, wpatrując się w
miejsce, w którym zniknął Wojtek. Czasami ją zaskakiwał, czasami wydawał się
jej dziecinny, czasem dziwny i trochę straszny.
Bezapelacyjnie
zakochany.
Ale nie
byłaby sobą gdyby nie wybrzydzała. Z resztą która kobieta byłaby sobą? W życiu
nie może być za łatwo, trzeba je sobie utrudnić. Po co cieszyć się na myśl o
zakochanym w tobie bezgranicznie mężczyźnie? Lepiej wpakować się w beznadziejny
romans z wiecznym podrywaczem.
Szybko
wyrzuciła Wojtka z głowy, wracając do pobojowiska, które jeszcze kilka godzin
wcześniej dumnie zwało się jej salonem. Oceniła swoje i tak już marne szanse na
wykonanie rysunku i postanowiła, że najlepszą decyzją, jaką dziś podejmie
będzie zostawienie wszystkiego na jutro i odpłynięcie do krany Morfeusza.
Obudził ją
wiatr i deszcz. Chwilę później wszystko się uspokoiło, a zza chmur wyszło
słońce.
Witamy w
Anglii, gdzie jednego dnia mieszają się wszystkie cztery pory roku, pomyślała,
kiedy ciemne chmury znów zaczęły się zbierać na niebie. Zupełnie jak w jej
głowie.
Droga na
uczelnię dłużyła się jej niemiłosiernie. Wykłady wydawały się nudniejsze niż
zazwyczaj. Wcale nie obchodziła jej dziś giętkość materiałów budowlanych. To
był jeden z tych dni, kiedy zastanawiała się dlaczego wybrała takie studia a
nie inne. To był jeden z tych dni, kiedy zastanawiała się nad wszystkim. I
kiedy nic się jej nie podobało.
Zawsze
lubiła mieć pełną kontrolę nad swoim życiem. Odkąd wyjechała do Londynu nie ma
już nad niczym kontroli. Nie potrafi nawet kontrolować samej siebie. To dlatego
jako nastolatka uwielbiała oglądać w kółko te same filmy, „po prostu lubię
wiedzieć, co się wydarzy” odpowiadała. Życie w tym mieście toczyło się znacznie
szybciej niż do tego przywykła. Tutaj człowiek wstaje rano i od razu jest
spóźniony, nie ma czasu na jedzenie, nie ma czasu by docenić to, co się dzieje
wokół. Chwytasz kawę w biegu, głód zagłuszasz papierosem, później kolejnym i
jeszcze jednym. Cały dzień biegasz w kółko, nie czując nawet smaku jedzenia,
wrzucanego do ust w pośpiechu. Wieczorem padasz ze zmęczenia, a kiedy w końcu
masz moment aby usiąść okazuje się, ze tak naprawdę nie zrobiłeś niczego
produktywnego. I tak dzień za dniem. Bez wytchnienia.
Uświadomiwszy
sobie, że nie nadaje się dziś na wysiłek psychiczny, postanowiła opuścić
popołudniowe zajęcia i znaleźć przytulną restaurację, gdzie mogłaby zjeść dobry
lunch.
-Maddie,
Maddie, zaczekaj! – odwróciła się, by zobaczyć Wojtka, biegnącego w jej stronę.
-Zaczynam
się ciebie bać. – odpowiedziała, zgodnie z resztą z prawdą. Nie wydawało jej
się to normalne, gdy natykała się na Wojtka w różnych dziwnych i
niespodziewanych okolicznościach. Czuła się nieswojo. – Kiedy przestaniesz mnie
wreszcie śledzić?
-Może gdy
wreszcie umówisz się ze mną na kawę? Na przykład… teraz? – uśmiechnął się
szczerze, spoglądając na nią nadzieją. Nigdy nie był typem mężczyzny,
szalejącym za kobietami. Zazwyczaj to one szalały za nim. Nie wiedział jak się
za to zabrać, czuł się kompletnie bezsilny. Czuł jak się poniża, wręcz błagając
o każdą sekundę jej towarzystwie, ale nie wiedział, co innego mógłby zrobić.
Czuł się jak idiota, kręcąc się w pobliżu jej domu tak często, jak tylko mógł,
wciąż z nadzieją, że któregoś dnia całkiem przypadkiem na nią wpadnie, kiedy
będzie szła do sklepu na rogu po drobne zakupy. Zawsze brakowało mu jednak
odwagi. Po raz pierwszy w zyciu nie wiedział, co powiedzieć, jak zachować się
przy kobiecie.
-Tylko jeśli
obiecasz, że przestaniesz się za mną włóczyć.
Niby nic, a
okazało się najtrudniejsza decyzją, jaką musiał w ostatnim czasie podjąć.
-Niech
będzie, obiecuję. – zmusił się do posłania jej jednego ze swoich zawadiackich
uśmiechów, modląc się w duchu, by dopełnić obietnicy.
Siedząc w
przytulnej kawiarni, opowiadając kawały, z uwielbieniem wpatrując się w jej
szczery uśmiech, robił wszystko by czuła się dobrze w jego towarzystwie. Trudno
było mu się przyznać, nawet samemu przed sobą, jak bardzo cenił sobie te, nawet
najkrótsze momenty, które dane mu było z nią spędzić.
Dźwięk wiadomości
sms z jej torebki przerwał beztroską rozmowę na błahe tematy. Sięgnęła po
telefon, przeczytała wiadomość, po czym uraczyła go dziwnym wyrazem twarzy.
-Wszystko w
porządku? – znów posłała mu beztroski uśmiech, odpowiadając, że musi już iść, że
nauka, natłok zajęć. Pożegnała się szybko i wybiegła z kawiarni. On rzucił
banknot na stolik i niespiesznie udał się do wyjścia. Zobaczył ją łapiącą
taksówkę.
-Może cię
podwieźć?
-Nie, dam
sobie radę. – po czym, odebrała telefon, całkowicie go już ignorując. Z plątaniny
francuskich słów, dla niego brzmiących co najmniej dziwnie zdołał wychwycić
tylko kilka. Tylko kilka wystarczyło.
-…bisous
Laurent…
Laurent.
Laurent?
*
Rozdział
troszkę krótszy niż zazwyczaj. Przelałam na niego całą moją frustrację dnia
wczorajszego, kiedy to siedziałam, tak jak Maddie w stosie porwanych i
pomiętych kartek a na domiar złego oblałam się kawą, wtedy też miały miejsce moje
egzystencjalne przemyślenia, typu „co ja tutaj w ogóle robię” i „nie pamiętam, kiedy
ostatnio usiadłam przy stole i zjadłam coś jak człowiek”.
Nie miałam
czasu przejrzeć, więc wybaczcie mi ewentualne błędy.
Kolejna sprawa jest taka : wpadłam na genialny pomysł rozkręcenia nowego opowiadania, które tym razem nie będzie miało nic wspólnego z piłką nożną, tak więc wszystkie fanki serialu Supernatural serdecznie zapraszam TUTAJ !!
Kolejna sprawa jest taka : wpadłam na genialny pomysł rozkręcenia nowego opowiadania, które tym razem nie będzie miało nic wspólnego z piłką nożną, tak więc wszystkie fanki serialu Supernatural serdecznie zapraszam TUTAJ !!