sobota, 2 listopada 2013

2. you’re poison, running through my veins.


Minęło kilka dni, rozpoczął się rok akademicki. Madeleine skupiła się całkowicie na studiach, pracy nad poprawieniem znajomości języka. Rzuciła się w wir pracy nad sobą, by nie zadręczać się tęsknotą, spędzała każdą wolną chwilę, kontaktując się z Gabrielem, wpatrując się w ich wspólne zdjęcia, rozpamiętując każdy upojny moment, jaki z nim spędzała w słonecznej Francji. Wspólne wypady poza miasto, romantyczne spacery. Ten ogromny bukiet kwiatów, który od niego dostała, kiedy śmiertelnie obraziła się, o to, że zapomniał o jej urodzinach. Ta beznadziejna restauracja do której poszli przez pomyłkę, a kelner z gracją rozlał czerwone wino na jej błękitną sukienkę. Tęsknota wyżerała ją od środka.
To ciekawe, jak bardzo można kochać i jak bardzo nie zdawać sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół.
To takie dziwne uczucie – miłość. Przychodzi nagle. W jednej chwili, zupełnie obca dla ciebie osoba staje się całym światem. Zupełnie zapominasz jak ten  świat wyglądał zanim owa osoba się w nim pojawiła, wydaje ci się, że było to jedynie puste miejsce, bez żadnych kolorów, bez sensu. Miłość to narkotyk, sprawia, że śmiejesz się jak dziecko, tylko by po chwili płakać z bólu, a na koniec szczerze śmiać się przez łzy. Nie myślisz trzeźwo, całe twoje życie staje się podporządkowane uczuciu. Oślepia cię, czasem ogłupia. Nie widzisz wad, widzisz jedynie pozytywy. Brakuje ci tchu, kiedy ukochanej osoby nie ma w pobliżu. Stajesz się niewolnikiem swojego serca, zapominasz o całym świecie. Ludzie mówią, że jest to najpiękniejsze uczucie, na jakie człowiek może sobie pozwolić. Mają rację, pomimo całego bólu, który się z tym wiąże. To czyste szaleństwo, ale zawsze istnieje promyk nadziei na powodzenie, dlatego brniemy w tą zabawę, nie bacząc na konsekwencje.
-Tęsknię za tobą Gabe… - usłyszał w słuchawce jej zmęczony głos.
-Ja za tobą też, moja piękna. – kłamstwo wypłynęło z jego ust tak naturalnie, jakby całe życie nic innego nie robił – ale teraz muszę już iść, wiesz, obowiązki przyszłego lekarza. – zaśmiał się cicho, po czym wysłuchał kilku jeszcze słów pożegnania i rozłączył się, po czym wrócił do sypialni, gdzie już czekała na niego blond włosa piękność. Uśmiechnął się pod nosem, kompletnie zapominając, po raz kolejny, o kobiecie wypłakującej sobie oczy z tęsknoty za nim, gdzieś w deszczowej Anglii.
Tak szybko wyrzucił ją z pamięci, że aż sam się sobie dziwił, spędzili przecież razem kilka lat. Nagle poczuł się jak dziecko, któremu zabraniało się wszystkiego dopóki nie ukończy osiemnastu lat, które z radości z osiągniętej w końcu niezależności i wolności traci głowę.

Wyszła z uczelni, zła, zmęczona, z potarganymi włosami, które zwinęła w końcu na czubku głowy i poprzetykała długopisami, by w marę utrzymać je tam, gdzie zaplanowała. Przewiesiła tubę z projektami do przejrzenia przez ramię i udała się w drogę na Emirates Stadium, gdzie umówiła się z wujem. Wysiadła z metra na Holloway Road, podróż wcale nie poprawiła jej humoru, nienawidziła transportu publicznego, na dodatek wciąż jeszcze gubiła się w podziemiach metra, gdyby nie mapa, którą zapisała sobie w telefonie oraz bardzo w Londynie użyteczny GPS, już dawno zaginęłaby bez wieści. By przypieczętować swój zły humor, wyciągnęła z torebki paczkę papierosów, po czym odpaliła jednego z nich. Już od dawna planowała rzucić to świństwo, ale biorąc pod uwagę prędkość, z jaką pędziło jej życie, ceniła sobie te krótkie chwile, kiedy mogła przysiąść i w spokoju przyglądać się wydmuchiwanemu dymowi.
-Witam panią artystkę!! – krzyknął ktoś, na co ona nie zwróciła najmniejszej uwagi.
Jaką artystkę? Gdzie?
-Maddie! – odwróciła się momentalnie, by natychmiast odbic się od czyjegoś miękkiego torsu – wyglądasz… inaczej? – mruknął Olivier, chwytając ją za ramiona, by nie upadła. Był to chyba jedyny z piłkarzy, z którym miała jakikolwiek kontakt. Przyjrzał się jej fryzurze, rozciągniętemu swetrowi, który miała na sobie, okularom na jej nosie oraz tubie na jej ramieniu.
-Jeśli chcesz, możesz zrobić zdjęcie mojej kanapce i wrzucić na Instagrama! – krzyknął ktoś inny. Spojrzała na chłopaka, próbując przypomnieć sobie jego imię, szybko jednak porzuciła ten pomysł.
-O czym ty mówisz ? I czy ja cię w ogóle znam? – zdała sobie sprawę z tego, że jej wypowiedź nie powalała błyskotliwością, lecz była zbyt zmęczona, by błyskać intelektem w towarzystwie facetów, których życie toczy się wokół piłki, kobiet i kolegów.
-Wojtek Szczęsny – wyszczerzył zęby
-Śszzz…  Sces… - poniosła sromotną porażkę.
-Spokojnie kochanie, na pewno dojdziesz do wprawy, już niedługo będziesz krzyczeć „Wojtek Szczęsny, najlepszy bramkarz” – ostatnią część zdania dodał po polsku.
-Nawet nie chcę wiedzieć, co to znaczy, kochanie… brzmi przerażająco.  – po czym wspaniałomyślnie zdecydowała się obrazić go w bardzo wymyśli sposób po francusku.
-Czy my się właśnie bawimy w „mój język jest trudniejszy, powtórz to!” – z nikąd pojawił się Jack Wilshere – lubię tę grę… chociaż zawsze przegrywam. Nie mam za wiele do zaoferowania, bycie Anglikiem jest do dupy… - zrobił smutną minę.
Sama zainteresowana pokręciła głową, porażona poziomem konwersacji, jaka właśnie miała miejsce i w której sama brała udział. Nigdy nie była fanką piłki nożnej, a kilka spotkań w gronie piłkarzy utwierdziło ją w przekonaniu, że to absolutnie nie ma sensu. Przez chwilę poczuła się jak w przedszkolu, pośród rozwrzeszczanych, niegrzecznych dzieci. Nagle jednak na horyzoncie zatlił się promyczek nadziei, oto pojawiła się przedszkolanka we własnej osobie. Właśnie dotarło do niej, że nie zna słów, by wyrazić uznanie dla swojego wuja za siły i motywację w zarządzaniu tym rozbrykanym stadkiem.
Odwróciła wzrok od Szczęsnego, próbującego zmusić Oliviera do powtórzenia jakiejś niewyobrażalnej sekwencji wyrazów, składających się głównie ze świstów i szelestów, poprzetykanych słowem „kurwa”.
- Boże, nareszcie… - jęknęła na widok wuja, na co on roześmiał się szczerze – proszę, nie pozwól już nigdy, żebym została z nimi sam na sam.
- Nie są tacy źli, jak się ich bliżej pozna. Trochę dziecinni, wiesz, faceci…
- Nie wiem czy jestem gotowa na takie szaleństwa, jak poznawanie bliżej któregokolwiek z nich. Może życie już nigdy nie będzie takie samo. Już czuję jak coś we mnie umiera. – odpowiedziała powoli, przyglądając się uważnie, Jackowi biegającemu w kółko po parkingu, wydzierającemu się w niebogłosy i machającemu Olivierowi jego torbą przed nosem, co miało miejsce przy głośnym dopingu ze strony Szczęsnego. – Trochę dziecinni, mówisz?
Wsiadła do czarnego samochodu, licząc po cichu na jakąś dobrą włoską restaurację, najlepiej z wygodnymi fotelami… albo z łóżkiem gdzieś w kąciku, gdzie mogłaby przepaść na chwilę i umrzeć ze zmęczenia, zgodnie z jej dzisiejszym planem.
Po zjedzonym obiedzie, miała wreszcie chwilę dla siebie. Postanowiła ją wykorzystać na telefon do ukochanego, wystukała znany sobie na pamięć numer i czekała. Jeden sygnał, drugi, trzeci… pewnie jest zajęty, zadzwoni później. Wzięła więc książkę i rozsiadła się w salonie.

-Dobra, to ja pukam, a ty mówisz.
-Ale ja nie chcę…
-Od początku wiedziałem, że to głupi pomysł. Trzeba było słuchać Oliviera.
-Nie żartuj, nikt nie słucha Giroud’a.
-Ja czasem…
-Cicho! – Jack trzepnął Wojtka w czubek głowy. – Przestańmy się zachowywać jak dzieciaki.
-Boże, dlaczego mnie na nich skazałeś… - szepnął Theo bardziej do siebie niż do nich i nacisnął przycisk dzwonka do drzwi. Jack i Wojtek skończyli szarpaninę, jaka odbywała się od dłuższej chwili za plecami ich kolegi i zamarli w oczekiwaniu na nieuniknione.
Arsene Wegner po chwili pojawił się w drzwiach i zmierzył trójkę ze swoich podopiecznych zaciekawionym spojrzeniem.
- Trenerze, bo my tak pomyśleliśmy, że Maddie nie ma znajomych tutaj w Londynie…
-No i my byśmy chcieli ją zabrać na imp…
-Na obiad!
-Pokazać miasto…
-Myślę, że chyba musicie ją zapytać, ja tutaj nie mam nic do powiedzenia. Ale wiecie… - spojrzał na nich surowym wzrokiem, po czym odsunął się by wpuścić ich do środka.

*
Wiem, jest beznadziejny, ale poprawię się.

Pozdrawiam !

5 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się tego po Gabrielu. Toż to prostak! A ona biedna siedzi i tęskni... Żal mi jej. Mam nadzieję, że szybko się dowie, a wówczas cała ta roześmiana i nieco szalona gromadka pomoże jej zachować dobry humor :)
    Pozdrawiam!
    www.ozilla-opowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki beznadziejny on jest świetny , świetny , świetny to moje są beznadziejne .^^ Jak już koleżanka wyżej wspomniała ja też nie spodziewałam się tego po Gabrielu

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta radość zawsze gdy znajde nowe, dobre opowiadanie jest nie do opisania ;d Gabrielowi już podziękujemy, typowy idiota myślący swoim przyrodzeniem, ehh tylko szkoda, że ona jest w nim tak zakochana, bo będzie przez to strasznie cierpieć. Opisy szalonej arsenalowskiej grupki są genialne ;d a tekst Jacka rozpaczającego nad swoim językiem ojczystym strasznie mnie rozśmieszył i rozczulił jednocześnie ;d (malutka słabość do tego pana) Czekam na więcej, będę śledzić, a w wolnej chwili zapraszam do siebie, jeśli będziesz miała ochotę ;) [dear-rafael.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Gabriel to dupek. Strasznie nienawidzę takich, jak on.
    Już mi się podoba ta gromadka piłkarzy. Pozytywni i uśmiechnięci. Z pewnością będą bardzo przydatni, gdy Maddie dowie się o zdradzie Gabriela.
    Rozdział jest świetny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Eh... Gabs to słabiak. Przykro no ale ona ma szczęście, bo gdyby z nim miała być to było by jej ciężko. Piszesz, że się poprawisz? To lepiej wrzucaj nowość bo się nie mogę doczekać ;) <3<3<3 Czekaaaam!
    oraz:
    www.palabras-suaves.blogspot.com Nowość ;) Zapraszam na nowy rozdział o Fonsie <3

    OdpowiedzUsuń