Siedziała na
tylnym siedzeniu ogromnego BMW, należącego do Wojtka Szczęsnego, wytrzymując
zawistne spojrzenie dziewczyny, która najprawdopodobniej była dziewczyną
piłkarza i powtarzając sobie w kółko, jak bardzo złym pomysłem było godzenie
się na jakiekolwiek wyjście z piłkarzami. Od tak dawna nie wychodziła w
weekendy, oddając się urządzaniu ich wspólnego mieszkania i przygotowywaniu się
do przyszłej roli żony, że już prawie zapomniała, jak to jest, prowadzić nocny
tryb życia. Nocny tryb życia, który zawsze tak bardzo uwielbiała. Z paryskiego
pieska salonowego, obecnego na każdej wielkiej imprezie, zamieniła się w
perfekcyjną panią domu. A teraz zupełnie nie wiedząc dlaczego siedzi w
samochodzie z nieznanym sobie mężczyzną, odziana w długą, czarną obcisłą sukienkę i niebotycznie wyskokie czerwone szpilki, ukradkiem poprawiając makijaż i walcząc z irracjonalnym
poczuciem winy.
Zmiękłaś, popadłaś w rutynę dnia codziennego. Na co ci to było? Masz dwadzieścia lat, a zachowujesz się, jakbyś miała co najmniej czterdzieści. Rób to, co w tym wieku wychodzi ludziom najlepiej, baw się. Nie przejmuj się Gabrielem, zrozumie. Nie chciałby przecież, żebyś zamieniła się w nudną babcię robiącą sweter na drutach w sobotni wieczór.
Zatrzymali się gdzieś w centrum Londynu, obok samochodu Wojtka zaparkował Jack. Nie znała jeszcze miasta na tyle dobrze, by wiedzieć, gdzie dokładnie się znajdują, jednak okolica wydawała jej się znajoma.
-Nienawidzę zapachu Soho nocą – mruknął Jack.
-Nie jęcz, nie będziemy się pałętać po szemranych uliczkach i gej klubach. W zasadzie, jesteśmy w zupełnie innej części Soho, uwierz mi. Nikt cię tutaj nie dopadnie w ciemnej uliczce – warknął Theo, rozglądając się niepewnie, gdy nagle na jego twarzy zakwitł uśmiech. Jego wzrok skierował się na niepozorny budynek. Ciemne, zadrapane ściany, ogromne drewniane drzwi. Żadnych szyldów, napisów, świecących przeróżnymi kolorami neonów.
-Chyba żartujesz! Gdzie wy mnie wywieźliście! – wrzasnęła rozpaczliwie Maddie, gdy zdała sobie sprawę, gdzie zmierzają.
Niepotrzebnie gdziekolwiek szłam. Wywieźli mnie gdzieś i prowadzą do jakiegoś pustostanu. Zgwałcą mnie tam, zabiją i zostawią na pożarcie lisom.
-Zaufaj nam.
-Tak zawsze mówią w horrorach, a potem dziewczyna kończy zjedzona albo rozerwana na strzępy – odburknęła, zdając sobie sprawę z przerażającego faktu, że tak naprawdę jest na nich skazana. Nie wie gdzie jest, nie wie jak wrócić do domu.
Weszli do budynku, gdzie przy wejściu natknęli się na mężczyznę ubranego w szykowny garnitur, który sprawdził czy ich nazwiska widnieją na liście gości. Następnie zostali poproszeni o wyłączenie telefonów komórkowych.
-Gdzie jesteśmy? – przestraszona, chwyciła Theo za ramię.
-Ach, bo ty nic nie wiesz – spojrzał na nią, jak gdyby była to jej wina, jednak zgromiła go spojrzeniem.
-Zaraz zobaczysz. – zaśmiał się i pociągnął ją schodami w dół.
Czerwone i czarne grube drapowane zasłony, wzdłuż stylizowanej na staroświecką klatki schodowej, klimatyczne lampy i muzyka dobiegająca z wnętrza ogromnej sali, do której się kierowali.
-Czy wy mnie zabraliście do jakiegoś ekskluzywnego burdelu? –zapytała zaskoczona, jednak nie uzyskała odpowiedzi, jedynie ostentacyjne spojrzenie w sufit ze strony Theo.
Weszli do sali i zajęli miejsca w zarezerwowanej wcześniej loży. Spojrzała na ludzi odzianych w eleganckie suknie i garnitury, zajmujących miejsca przy stolikach, bądź tańczących w wydzielonym miejscu na parkiecie. Czuła się jak w starym francuskim filmie z czasów Moulin Rouge.
-Można panią prosić ? – oderwała wzrok od sceny zasłoniętej szczelnie czerwoną kurtyną i zobaczyła uśmiech Wojtka tuż przed swoim nosem.
-Czemu nie – uśmiechnęła się lekko i podała mu rękę, po czym spojrzała na dziewczynę siedzącą naprzeciw niej, która zerkała na nią zawistnie. Poczuła się trochę jak za dawnych czasów, kiedy kobiety jej przyjaciół nienawidziły jej ze szczerego serca, gdy oto wybrankowie ich serc ustawiali się niemalże w kolejce, by z nią zatańczyć. Poprawiło jej to nastrój, już zapomniała jaką przyjemnośc jej to sprawiało, jak zawsze uwielbiała być w centrum męskiej uwagi.
Patrz, ale nie dotykaj. Uwielbiaj mnie, ale z daleka.
Wstała i dała się poprowadzić na parkiet. Zespół ulokowany w kącie sali zaczął własnie grać piosenkę Edith Piaf.
Czy to bajka? Stary niemy film?
Zaczęli powoli wirować w takt muzyki. Zamknęła oczy i pozwoliła się prowadzić.
Przecież to całkiem normalne, tańczyć w takt starych francuskich piosenek w długiej czarnej sukience, w objęciach zupełnie nieznanego sobie mężczyzny.
Natychmiast otworzyła oczy, napotkała wzrok swojego partnera i speszyła się lekko. Poczuła się winna, to Gabriel powinien być tutaj z nią, grać główną rolę w jej ulubionej scenie z ulubionego snu.
Lekko i subtelnie wywinęła się z silnych ramion Wojtka.
- Wracajmy do stolika… - nie wiedziała dlaczego szepce. Może z poczucia winy, że czuła się nadzwyczaj dobrze, w tym miejscu, w tym towarzystwie. Że na chwilę zapomniała o tęsknocie.
Naturalnie, powinnaś cierpieć i wypłakiwać sobie oczy. Po co komu trochę rozrywki.
Zauważył jej zdenerwowanie, jednak nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko zawadiacko i poprowadził ją z powrotem do stolika, gdzie siedziała już tylko owa zazdrosna dziewczyna.
-Zatańczymy? – zapytała, siląc się na przymilny uśmiech.
-Później – mruknął i otworzył menu, na co dziewczyna wstała i z nosem skierowanym w sufit skierowała się na parkiet, gdzie dość brutalnie wyrwała Theo z objęć pięknej blondynki i zajęła jej miejsce u boku zrozpaczonego piłkarza, spoglądającego tęsknie za obrażoną pięknością, odchodzącą w głąb sali.
Dziwnie traktuje swoją dziewczynę, pomyślała, jednak zmieliła w ustach zdanie, które miała zamiar wypowiedzieć.
-Nie mogę z nią już wytrzymać, ta kobieta nie daje mi żyć… – warknął – czego się napijesz ?
-Nie rozumiem. – podniosła na niego wzrok sponad listy koktajli, którą właśnie przegladała. Ona piękna, on przystojny. Wyglądali na pasującą parkę.
-Długa historia, wiesz, dla niektórych granica pomiędzy przyjaźnią, a miłością jest bardzo cienka, niezauważalna wręcz. Long Island poproszę. – zwrócił się do kelnera, który właśnie pojawił się tuż obok nich.
-A dla ciebie Maddie? French Martini? – zaśmiał się z własnego żartu.
-Następnym razem, Negroni poproszę.
-Czyli będzie następny raz? – posłał jej swój uśmiech numer 4, zwany „żadna mi się nie oprze”. Onieśmielona jego uśmiechem, postanowiła zignorować pytanie i zapaść się gdzieś głęboko pod ziemię, by już nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
Jego męskie ego rozpierała duma, gdy widział jej zdenerwowanie i nieśmiałość, to jak z rozpaczą rozglądała się po sali, szukając wzrokiem Oliviera, Jacka lub jakiejkolwiek innej ucieczki z sytuacji.
-Muszę zapalić – oświadczyła i wstała, zostawiając zdruzgotanego, chłopaka, który zdążył jedynie krzyknąć coś o szkodliwości nałogu.
Wychodząc na taras chciała zadzwonić do Gabriela, powiedzieć jemu i sobie samej, jak bardzo tęskni. Jednak nie było jej to dane zważywszy na zakaz, jaki w tym miejscu obowiązywał. Była zdana sama na siebie. Odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem, uregulowała oddech, a jej serce zaczęło bić normalnym rytmem.
Co się z tobą dzieje dziewczyno? Zachowujesz się jak nastolatka. Nic się tutaj nie wydarzyło, dlaczego wpadasz w panikę? Może boisz się tego, co może nastąpić w przyszłości? Nie ma sensu tworzyć scenariuszy. Ciesz się chwilą. Bądź ostrożna i rozważna.
-Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem. Show się zaczyna! – Jack cały w skowronkach wbiegł na taras, wyrwał jej papierosa z ręki i gdzieś go wyrzucił, a ją samą zaciągnął do środka.
Podeszli do stolika, gdzie Theo i Wojtek rzucali w siebie oliwkami ukradzionymi z Olivierowego martini, a domniemana dziewczyna Wojtka usilnie próbowała zwrócić na siebie jego uwagę.
Och, dziewczynko, tyle się jeszcze musisz nauczyć. Ostentacyjne prychanie i strzelanie fochów na nikim nie robi wrażenia. To nie chłopcy z podstawówki, tylko dorośli faceci, oni wiedzą więcej o kobietach niż tobie się, dziecko wydaje.
Zajęła miejsce pomiędzy Jackiem i Theo, uniemożliwiając im tym samym, kontynuowanie walki na oliwki. Kurtyna uniosła się, a za nią ujrzała tancerki ubrane w kuse sukienki i czerwone lub czarne gorsety. Zabrzmiały pierwsze takty kabaretowej muzyki, a pokaz burlesque na dobre się rozpoczął.
Zmiękłaś, popadłaś w rutynę dnia codziennego. Na co ci to było? Masz dwadzieścia lat, a zachowujesz się, jakbyś miała co najmniej czterdzieści. Rób to, co w tym wieku wychodzi ludziom najlepiej, baw się. Nie przejmuj się Gabrielem, zrozumie. Nie chciałby przecież, żebyś zamieniła się w nudną babcię robiącą sweter na drutach w sobotni wieczór.
Zatrzymali się gdzieś w centrum Londynu, obok samochodu Wojtka zaparkował Jack. Nie znała jeszcze miasta na tyle dobrze, by wiedzieć, gdzie dokładnie się znajdują, jednak okolica wydawała jej się znajoma.
-Nienawidzę zapachu Soho nocą – mruknął Jack.
-Nie jęcz, nie będziemy się pałętać po szemranych uliczkach i gej klubach. W zasadzie, jesteśmy w zupełnie innej części Soho, uwierz mi. Nikt cię tutaj nie dopadnie w ciemnej uliczce – warknął Theo, rozglądając się niepewnie, gdy nagle na jego twarzy zakwitł uśmiech. Jego wzrok skierował się na niepozorny budynek. Ciemne, zadrapane ściany, ogromne drewniane drzwi. Żadnych szyldów, napisów, świecących przeróżnymi kolorami neonów.
-Chyba żartujesz! Gdzie wy mnie wywieźliście! – wrzasnęła rozpaczliwie Maddie, gdy zdała sobie sprawę, gdzie zmierzają.
Niepotrzebnie gdziekolwiek szłam. Wywieźli mnie gdzieś i prowadzą do jakiegoś pustostanu. Zgwałcą mnie tam, zabiją i zostawią na pożarcie lisom.
-Zaufaj nam.
-Tak zawsze mówią w horrorach, a potem dziewczyna kończy zjedzona albo rozerwana na strzępy – odburknęła, zdając sobie sprawę z przerażającego faktu, że tak naprawdę jest na nich skazana. Nie wie gdzie jest, nie wie jak wrócić do domu.
Weszli do budynku, gdzie przy wejściu natknęli się na mężczyznę ubranego w szykowny garnitur, który sprawdził czy ich nazwiska widnieją na liście gości. Następnie zostali poproszeni o wyłączenie telefonów komórkowych.
-Gdzie jesteśmy? – przestraszona, chwyciła Theo za ramię.
-Ach, bo ty nic nie wiesz – spojrzał na nią, jak gdyby była to jej wina, jednak zgromiła go spojrzeniem.
-Zaraz zobaczysz. – zaśmiał się i pociągnął ją schodami w dół.
Czerwone i czarne grube drapowane zasłony, wzdłuż stylizowanej na staroświecką klatki schodowej, klimatyczne lampy i muzyka dobiegająca z wnętrza ogromnej sali, do której się kierowali.
-Czy wy mnie zabraliście do jakiegoś ekskluzywnego burdelu? –zapytała zaskoczona, jednak nie uzyskała odpowiedzi, jedynie ostentacyjne spojrzenie w sufit ze strony Theo.
Weszli do sali i zajęli miejsca w zarezerwowanej wcześniej loży. Spojrzała na ludzi odzianych w eleganckie suknie i garnitury, zajmujących miejsca przy stolikach, bądź tańczących w wydzielonym miejscu na parkiecie. Czuła się jak w starym francuskim filmie z czasów Moulin Rouge.
-Można panią prosić ? – oderwała wzrok od sceny zasłoniętej szczelnie czerwoną kurtyną i zobaczyła uśmiech Wojtka tuż przed swoim nosem.
-Czemu nie – uśmiechnęła się lekko i podała mu rękę, po czym spojrzała na dziewczynę siedzącą naprzeciw niej, która zerkała na nią zawistnie. Poczuła się trochę jak za dawnych czasów, kiedy kobiety jej przyjaciół nienawidziły jej ze szczerego serca, gdy oto wybrankowie ich serc ustawiali się niemalże w kolejce, by z nią zatańczyć. Poprawiło jej to nastrój, już zapomniała jaką przyjemnośc jej to sprawiało, jak zawsze uwielbiała być w centrum męskiej uwagi.
Patrz, ale nie dotykaj. Uwielbiaj mnie, ale z daleka.
Wstała i dała się poprowadzić na parkiet. Zespół ulokowany w kącie sali zaczął własnie grać piosenkę Edith Piaf.
Czy to bajka? Stary niemy film?
Zaczęli powoli wirować w takt muzyki. Zamknęła oczy i pozwoliła się prowadzić.
Przecież to całkiem normalne, tańczyć w takt starych francuskich piosenek w długiej czarnej sukience, w objęciach zupełnie nieznanego sobie mężczyzny.
Natychmiast otworzyła oczy, napotkała wzrok swojego partnera i speszyła się lekko. Poczuła się winna, to Gabriel powinien być tutaj z nią, grać główną rolę w jej ulubionej scenie z ulubionego snu.
Lekko i subtelnie wywinęła się z silnych ramion Wojtka.
- Wracajmy do stolika… - nie wiedziała dlaczego szepce. Może z poczucia winy, że czuła się nadzwyczaj dobrze, w tym miejscu, w tym towarzystwie. Że na chwilę zapomniała o tęsknocie.
Naturalnie, powinnaś cierpieć i wypłakiwać sobie oczy. Po co komu trochę rozrywki.
Zauważył jej zdenerwowanie, jednak nic nie powiedział, uśmiechnął się tylko zawadiacko i poprowadził ją z powrotem do stolika, gdzie siedziała już tylko owa zazdrosna dziewczyna.
-Zatańczymy? – zapytała, siląc się na przymilny uśmiech.
-Później – mruknął i otworzył menu, na co dziewczyna wstała i z nosem skierowanym w sufit skierowała się na parkiet, gdzie dość brutalnie wyrwała Theo z objęć pięknej blondynki i zajęła jej miejsce u boku zrozpaczonego piłkarza, spoglądającego tęsknie za obrażoną pięknością, odchodzącą w głąb sali.
Dziwnie traktuje swoją dziewczynę, pomyślała, jednak zmieliła w ustach zdanie, które miała zamiar wypowiedzieć.
-Nie mogę z nią już wytrzymać, ta kobieta nie daje mi żyć… – warknął – czego się napijesz ?
-Nie rozumiem. – podniosła na niego wzrok sponad listy koktajli, którą właśnie przegladała. Ona piękna, on przystojny. Wyglądali na pasującą parkę.
-Długa historia, wiesz, dla niektórych granica pomiędzy przyjaźnią, a miłością jest bardzo cienka, niezauważalna wręcz. Long Island poproszę. – zwrócił się do kelnera, który właśnie pojawił się tuż obok nich.
-A dla ciebie Maddie? French Martini? – zaśmiał się z własnego żartu.
-Następnym razem, Negroni poproszę.
-Czyli będzie następny raz? – posłał jej swój uśmiech numer 4, zwany „żadna mi się nie oprze”. Onieśmielona jego uśmiechem, postanowiła zignorować pytanie i zapaść się gdzieś głęboko pod ziemię, by już nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
Jego męskie ego rozpierała duma, gdy widział jej zdenerwowanie i nieśmiałość, to jak z rozpaczą rozglądała się po sali, szukając wzrokiem Oliviera, Jacka lub jakiejkolwiek innej ucieczki z sytuacji.
-Muszę zapalić – oświadczyła i wstała, zostawiając zdruzgotanego, chłopaka, który zdążył jedynie krzyknąć coś o szkodliwości nałogu.
Wychodząc na taras chciała zadzwonić do Gabriela, powiedzieć jemu i sobie samej, jak bardzo tęskni. Jednak nie było jej to dane zważywszy na zakaz, jaki w tym miejscu obowiązywał. Była zdana sama na siebie. Odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem, uregulowała oddech, a jej serce zaczęło bić normalnym rytmem.
Co się z tobą dzieje dziewczyno? Zachowujesz się jak nastolatka. Nic się tutaj nie wydarzyło, dlaczego wpadasz w panikę? Może boisz się tego, co może nastąpić w przyszłości? Nie ma sensu tworzyć scenariuszy. Ciesz się chwilą. Bądź ostrożna i rozważna.
-Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem. Show się zaczyna! – Jack cały w skowronkach wbiegł na taras, wyrwał jej papierosa z ręki i gdzieś go wyrzucił, a ją samą zaciągnął do środka.
Podeszli do stolika, gdzie Theo i Wojtek rzucali w siebie oliwkami ukradzionymi z Olivierowego martini, a domniemana dziewczyna Wojtka usilnie próbowała zwrócić na siebie jego uwagę.
Och, dziewczynko, tyle się jeszcze musisz nauczyć. Ostentacyjne prychanie i strzelanie fochów na nikim nie robi wrażenia. To nie chłopcy z podstawówki, tylko dorośli faceci, oni wiedzą więcej o kobietach niż tobie się, dziecko wydaje.
Zajęła miejsce pomiędzy Jackiem i Theo, uniemożliwiając im tym samym, kontynuowanie walki na oliwki. Kurtyna uniosła się, a za nią ujrzała tancerki ubrane w kuse sukienki i czerwone lub czarne gorsety. Zabrzmiały pierwsze takty kabaretowej muzyki, a pokaz burlesque na dobre się rozpoczął.
Oto i
dopełnienie idealnego snu. Noc w kabarecie, francuska muzyka, tancerki rodem z
Moulin Rouge, szyk, klasa i styl. Eleganccy mężczyźni, wpatrzeni w kobiety w
cudownych sukniach.
To, co piękne Francuzki kochają najbardziej.
Wieczór wyrwany z marzeń, zabawa do samego rana, witamy w Londynie, mieście szaleństw, absurdów i braku ograniczeń.
Nad ranem wysiadła z samochodu Jacka, nie chciała jechać z Wojtkiem, po co kusić los. Weszła do domu i położyła się na łóżku, nie potrafiła ukryć uśmiechu. Koniec końców, piłkarze, których początkowo uważała jedynie za tępych półgłówków okazali się „nie być tacy źli”, przyznała się sama przed sobą, że od dawna tak dobrze się nie bawiła. Przygoda z Londynem zaczęła się całkiem obiecująco.
Gdyby tylko Gabriel mógł jej towarzyszyć…
To, co piękne Francuzki kochają najbardziej.
Wieczór wyrwany z marzeń, zabawa do samego rana, witamy w Londynie, mieście szaleństw, absurdów i braku ograniczeń.
Nad ranem wysiadła z samochodu Jacka, nie chciała jechać z Wojtkiem, po co kusić los. Weszła do domu i położyła się na łóżku, nie potrafiła ukryć uśmiechu. Koniec końców, piłkarze, których początkowo uważała jedynie za tępych półgłówków okazali się „nie być tacy źli”, przyznała się sama przed sobą, że od dawna tak dobrze się nie bawiła. Przygoda z Londynem zaczęła się całkiem obiecująco.
Gdyby tylko Gabriel mógł jej towarzyszyć…
*
Nie, żebym
miała czas na pisanie, ale… mam terminy na uniwerku. Tak więc, posprzątałam
mieszkanie, poszłam do dentysty i na zakupy, napisałam odcinek, obejrzałam
zaległe odcinki Supernatural….
Witamy na
studiach… a śmiałam się z tych głupich „kwejków”…
A tak swoją drogą, ów klub naprawdę istnieje ;)
A tak swoją drogą, ów klub naprawdę istnieje ;)
Przy każdej wzmiance o tym jak to ona tęskni za Gabrielem i jak to nie potrafi sie bawić bez niego serce mi sie łamie, bo wiem jak on sie bawi bez niej... I chyba nawet wydaje mi sie, że lepiej by było gdyby juz się dowiedziała. Wiadomo, że to będzie dla niej niesamowity cios, ale przeboleje swoje, a potem będzie mogła na nowo cieszyć się życiem, bez frajera, marnującego jej wszystko. Stawiam, że Wojciech chętnie by ją pocieszył ;> A klub do którego ją zaciągnęli *.* Magia ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i zapraszam na coś nowego do siebie ;D
Powinna trochę wyluzować. Gabriel Gabrielem, ale ona jest w Londynie, wśród życzliwych jej ludzi i powinna się wreszcie zacząć bawić. Gdyby wiedziała, co też jej ukochany wyrabia bez niej, to od razu poluzowałaby sobie smycz i poszła w długą! :) Mam nadzieję, że niebawem tak się właśnie stanie :)
OdpowiedzUsuńhttp://ozilla-opowiadania.blogspot.com/
Powinna się bawić ;) Gabriel jeszcze zajdzie jej z skórę. Mam nadzieję, że Wojtuś vel. umiem-mowic-po-polsku-a-wy-lamiecie-sobie-jezyki trochę ją rozkręci :P:P
OdpowiedzUsuń